Trudno pisać o tajemnicy. Tak rozumiem swoje powołanie zakonne i życie ślubami zakonnymi. Szukając swojej drogi w życiu, rozmawiając z różnymi ludźmi, także ze swoimi przyjaciółmi, doszłam do przekonania, że ja najpełniej mogę odpowiedzieć na miłość Boga do mnie właśnie w życiu zakonnym. Pewnego dnia usłyszałam, czego tak naprawdę pragnę: Chcę kochać wszystkich ludzi. Pomyślałam, że moje serce „nie wytrzyma”, kiedy odda się tylko jednemu człowiekowi. A z drugiej strony: jak kochać wszystkich…? I pojawiła się odpowiedź: oddać się Bogu, poświęcić swoje życie Jemu, Jemu tylko oddać serce, a w Nim będę kochać wszystkich…

Poczułam wtedy pokój w sercu. Wiedziałam, że to jest to! ODDAĆ ŻYCIE BOGU! Bo On ukochał mnie najpełniej. I tak rozpoczęła się moja przygoda, początek życia tylko dla Niego. Wiedziałam już, że dla mnie nie ma innej opcji, jak życie na wyłączną własność Boga, by doskonalej naśladować życie Jezusa.

Trudno jednak opisać rzeczywistość ciągle dynamiczną, zmieniającą się. Zażyła relacja z Bogiem, z Jezusem, do której się zobowiązałam przez śluby zakonne, jak każda relacja międzyludzka, nie jest czymś, co da się ująć w jakiś schemat. Ciągle coś się dzieje. Moje wzloty, upadki. Ciemność, wątpienie, błądzenie.

Jedno jest pewne – że Bóg mnie wybrał, że kocha mnie bezwarunkowo, a ja tylko próbuję, staram się na Jego wybranie i miłość odpowiedzieć całym sercem, całym swoim życiem, całym jestestwem… Także oddając Jemu swoje słabości, które ciągle są obecne w moim życiu.

Pewne jest też to, że wstąpienie na drogę życia radami ewangelicznymi nie czyni mnie superbohaterką, świętą od razu. Złożenie ślubów zakonnych nie wypala ze mnie automatycznie skłonności do złego. Wręcz przeciwnie – coraz bardziej otwierają mi się oczy, jakim jestem grzesznikiem, jak łatwo jest upaść, licząc tylko na siebie.

Ale dzięki ślubom odkryłam też i mocno doświadczam, że moje grzechy nie przeszkadzają Bogu kochać mnie. Jego wierność naprawdę mnie zadziwia. Ileż z mojej strony było niewierności, ile jest codziennego wątpienia, błądzenia, zniechęcenia, nieraz jakiejś rozpaczy. Ile jest niedowierzania, jak Bóg może mnie kochać? Może. Nie może inaczej. Jego istotą jest miłość i miłosierdzie. On wybiera kogo chce i dla każdego ma właściwą drogę, aby doprowadzić do domu Ojca.

Wiele pokoju daje mi zapewnienie: „Pan Jezus nadal siostrę mocno kocha. Nadal jest siostra Jego”. Przypominają mi się wtedy słowa, które towarzyszyły mi przy rozeznawaniu powołania: Poślubię cię sobie przez wierność, a poznasz Pana (Oz 2,22).

Wtedy nie wiedziałam, dlaczego wciąż powracają mi na myśl. Dziś trochę jaśniej widzę tę drogę. Przez konsekrację Bóg zaprosił mnie, aby poznała i doświadczyła Jego bezwarunkowej i bezgranicznej miłości właśnie przez Jego wierność. On nie cofa swojej miłości, nie zamyka swej ręki, gdy ufnie proszę Go o przebaczenie, łaskę i siły do nowego życia. To mnie się wydaje, że On, gdy zgrzeszę, przestaje mnie kochać…

Na początku mojego życia zakonnego, a było to niespełna dwadzieścia lat temu, było wiele radości z poświęcenia się Bogu, z oddania Jemu mojego życia, moich pragnień, tęsknot, moich zalet, talentów i wad. Wydawało mi się, że mogę góry z Nim przenieść, tak jest wielka Jego miłość.

Dziś widzę, jak wiele było w tym jeszcze mojej pychy, liczenia na siebie. Teraz odczuwanej radości jest może mniej, ale częściej przypominam sobie prawdę, że to nie moje przeżywanie jest tu najważniejsze, nie ja tu jestem najważniejsza. Najważniejszy jest Jezus, obecny we mnie także przez akt konsekracji i to, co On chce przeze mnie innym objawiać.

Oddałam się Jezusowi, aby doskonalej naśladować Jego sposób życia, aby lepiej Go poznać i upodabniać się do Niego przez praktykowanie Jego stylu życia: czystego, ubogiego i posłusznego woli Ojca. Oddałam się Jezusowi, aby przez świadectwo własnego życia nieść Go tam, gdzie mnie posyła. Zanosić Jego miłość, być zwiastunem Jego przebaczenia, wskazywać, że istnieje coś więcej, niż tu i teraz, niż doczesność. Reszty dokonuje On sam. Ja daję mu siebie, swój umysł, serce, swój czas…

I co więcej, coraz bardziej doświadczam, że to On sam uwalnia i mnie od różnych przeszkód, które nie pozwalają mi całym sercem, bez wahania odpowiedzieć pełną miłością na Jego miłość. Jego miłość mnie zmienia. Jestem dziś pewna, że bez Jego miłości po prostu bym umarła.

Tajemnicę życia oddanego na wyłączność Bogu oddają proste słowa starożytnego mnicha prawosławnego, Szymona, Nowego Teologa: „Oglądam piękno Twej łaski, podziwiam jej blask, a jej światłość odbija się we mnie, zachwycam się jej niewypowiedzianym splendorem zdumiewam się niezmiernie, myśląc o sobie; widzę, kim byłem i kim się stałem. O cudzie! Oto stoję pełen szacunku dla siebie samego, czci i bojaźni, jakby przed Tobą samym; tak onieśmielony, że nie wiem nawet, co czynić, gdzie usiąść, dokąd się udać, gdzie pozwolić spocząć członkom tego ciała, które należy do Ciebie, do jakich użyć je czynów i dzieł, bo przecież są Boskie”.

Bóg naprawdę dokonuje w nas, w naszej ułomnej naturze ludzkiej osób powołanych, wielkich dzieł nawet w zwyczajnej codzienności…

s. Agata WNO